Kraków, jedni słysząc o nim wzdychają z zachwytu, drudzy mniej.
Odwiedzam to miasto bardzo często i staram się w nim z konieczności wytrwać.
Miłe chwile spędzam w barach mlecznych, są dwa, albo w moim ulubionym studenckim przy akademikach, gdzie kompot, drugie danie i zupę spożywam za 12 zł.
Smakową alternatywą mogą być bary chińskie, których nazw nie podejmę się powtórzyć.
"Chinoli", w których bywam, jest przynajmniej pięć, ale od pewnego czasu upodobałem sobie jeden.
Ma w miarę nowy wystrój i telewizor, na którym leci chińskie karaoke, czas spokojnie tam płynie.
Numerem jeden dla mnie w tej restauracji jest kurczak po wietnamsku na gorącym półmisku,
pyszne papu (za 15,90).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz